|
Grzybsonowe wspomnienia z Głuchołaskiego zlotu
Głuchołazy - niewielkie miasto leżące w odległości ok. 60 km od Opola, tuż przy granicy z Czechami stało się za sprawą naszego kolegi - Ryszarda Mauersberga miejscem tegorocznego letniego spotkania. W weekend 28-30 lipca Gimnazjum nr 1 przy ulicy Kraszewskiego zostało zdominowane przez ludzi spod znaku JIL. Do Głuchołaz przybyłem wcześniej - w poniedziałek, gdyż w tym roku postanowiliśmy spędzić tu z rodzicami urlop.
Gdy w piątek przyszedłem na party place, okazało się, że parę osób przyjechało już w czwartek, m.in. ekipa krakowska. Organizator wyciągnął mnie po drewno na ognisko ("przyszła blondyna, zabrała syna" jak mówił Rysiek, gdyby ktoś o mnie pytał). Potem zgłosiłem się (dobrowolnie) do wycinania identyfikatorków z arkuszy. Robota poszła całkiem sprawnie, dlatego że nie wycinałem sam. Pomógł mi pewien osobnik (przepraszam, nie pamiętam kto), który w dodatku męczył się małymi nożyczkami-breloczkiem (szacunek dla Ciebie). W międzyczasie przyjechał Sikor i Tdc. Po skończonej robocie poszedłem z nimi nad rzeczkę. Ok. 800 m od szkoły było fajne kąpielisko na Białej Głuchołaskiej, nie za płytkie, z małą kaskadą. Niestety zapomniałem wziąć z kwaterki kąpielówek i skończyło się tylko na moczeniu nóg (z resztą Tdc też). Potem pokręciliśmy się po mieście, zrobiliśmy małe zakupki w okolicznej piekarni. Niedługo po powrocie na party-place urwałem się na kwaterkę coś zjeść. Tym razem nie zapomniałem o ręczniku i kąpielówkach.
Gdy wróciłem na pary place był już całkiem spory ruch. Zainteresowanie wzbudzała między innymi dopałka Pasia - "Project F7". Kto chciał, mógł bez problemu zobaczyć ją w działaniu, podpiętą do Atarci Draco.
Z Sikorem postanowiliśmy iść znowu nad rzeczkę. Namówiliśmy Jaskiera, aby poszedł z nami. Z początku miało iść nas trzech, ale gdy rozniosło się, że idziemy, reszta partyzantów poszła z nami. I tym oto sposobem party "przeniosło" się na jakiś czas nad rzekę. Było koło szóstej i woda najcieplejsza nie była, ale dało się wejść. Wspomniana wcześniej przeze mnie kaskada okazała się świetnym hydromasażem (trzeba tylko było uważać , aby nie zgubić kąpielówek :)) Prawdziwym przebojem była jednak zabawa w wodnego berka. Tak, tak, w berka. Podpływasz do kogoś, cyk, berek i sam uciekasz. Niby dziecinne, ale zabawa była niezła ("uwaga [np.] kiero berek).
Po powrocie znad rzeczki Swordzi udali się po projektor. I tu spotkała nas niespodzianka, bowiem Mały zapomniał dać kabelek do podpięcia big screena pod UPS'a. Pin znalazł jednak na party dwa kable z potrzebnymi wtykami, dokonał "rżnięcia kabli" i sklecenia jednego potrzebnego. a sfabrykowany na party kabel miał wrócić do Małego razem z projektorem, jako pamiątka z party.
Na 21 Rysiek zarządził ognisko. Osoby, które nie kupił kiełbasek i innych produktów na ognisko potrzebnych, ruszyły do sklepów (mi rodzice kupili kiełbasę zawczasu w Czechach). W okolicznej Żabce niemiła niespodzianka, kiełbas brak. Zaś Biedronka i inne okoliczne sklepy zostały już zamknięte. Pomimo tych problemów ognisko odbyło się bez najmniejszych zgrzytów. Każdy podzielił się tym co miał - ktoś chlebkiem, ktoś inny kiełbaską, a ktoś inny 'Bykiem' :). Sikor zaś częstował swoim jagodowym "specyjałem". W czasie ogniska na party dojechał m.in. Dracon__, a także ekipa słowacka. Podobno na party zajrzeli także niebiescy z prośbą o ściszenie muzyki, ale na ognisko już nie wpadli.
Po ognisko Jaskier pokazał nam (mnie i Sikorowi) swoje demo w Basicu, ja zaś pokazałem swoje. Z przecieków od Pina dowiedzieliśmy się, że nasze dwa dema są jedynymi zgłoszonymi w demo compo. Do odbycia się compo potrzeba zaś trzech prac, a raczej nie zanosiło się, aby coś się pojawiło. Postanowiliśmy więc napisać trzecie demo w beju, ale postanowiliśmy odłożyć to na jutro.
Następnego dnia pojechałem z rodzicami oraz Sikorem i Jaskierem na Czechy. Na początku pojechaliśmy do sztolni EDEL, tuż za Zlatymi Horami. Obecnie prowadzona jest tam speleoterapia, stąd tez ujrzeliśmy tam m.in. boisko do koszykówki siatkówki i inne. Wysokie, prostokątne korytarze sztolni przypominały Sikorowi... Eidolon "włączony na żywo". W sumie trafne skojarzenie i nawet były różnokolorowe kule (znaczy się pionki do Chińczyka), ale nie było żadnego smoka. Ze sztolni pojechaliśmy do Jaskini na Spiczaku, jednej z najstarszych w Europie. W czasie przeróżnych wojen stanowiła ona schronienie dla jednej z walczących stron, czego ślady są do dziś. Po jaskini zjedliśmy obiadek w niewielkiej wiejskiej restauracyjce. Jedzonko było pyszne i co ważniejsze - po przystępnej cenie.
Po tych atrakcjach powróciliśmy na party. Mieliśmy demo do zakodowania. Za klawiaturą zasiadł Jaskier, ja i Sikor pracowaliśmy w roli "debuggera". W międzyczasie na party pojawił się pies. Przydreptał nie wiadomo skąd i począł się kręcić po sali. Nikt nie miał sumienia go wyrzucić, bo robił pozytywne wrażenie i w dodatku padało. Szybko zdobył sympatię partyzantów, ale z nas wszystkich najbardziej polubił Mikey'a (pies nie opuszczał go na krok).
Nie pamiętam kiedy skończyliśmy pracę nad demem. Gdy praca została ukończona, udaliśmy się na pizzę, koło biedronki. Posileni wróciliśmy na party-place, Pinokio już chciał zaczynać compoty. Właściwie chciał zacząć już wcześniej, ale czekał na nas. Mimo to prezentacja prac jak na atarowskie party zaczęła się wyjątkowo wcześnie. Na pierwszy ogień poleciały grafiki. Potem muzyki. Szczególne utkwiły mi dwa całkiem fajne modułki w CMC'u. Jeden moduł - MPT z samplami został wyłączony z konkursu z powodów technicznych (plik chyba źle się skopiował). Interek żadnych nie było. Poleciały więc dema i tu niespodzianka. Oprócz naszych dem w Basicu nie zgłoszone zostało żadne inne. To było pierwsze party, gdzie wszystkie dema były napisane w Basicu i to niekompilowanym! Pierwsze poleciało "Back to Basics" Jaskiera. Bardzo mi się jego praca podobała. Potem - "pseudo fraktale" Sikora, czyli "Głazy" (pierwotnie na intro 1k). Jako trzeci pokazano mój "NAOS". Strasznie się bałem żeby się nie wysypało (choć Pinokio wcześniej je u siebie sprawdzał). Odetchnąłem z ulga dopiero gdy zobaczyłem napis "The End". Ostanie wyświetlone zostało "Pisecna Demo", czyli to co pisaliśmy parę godzin wcześniej. Tu trzeba zaznaczyć, że Pisecna to nazwa miejscowości w czechach przez, którą tego dnia jechaliśmy.
Po wyświetleniu prac odbyło się jedyne na party Crazy Compo zorganizowane przez Pigułę. Pięciu śmiałków - Nietoperek, Mirusvf, Sikor (w ramach idei Ratowania Compo), a także Xi i Raster - miało zjeść w jak najkrótszym czasie porcję greckiej galaretki owocowej, która podobno smakuje jak mydło. Walka była zażarta. Konkurencje wygrał Raster, o ułamek sekundy wyprzedzając Nietoperka. W nagrodę otrzymał buteleczkę Metaxy.
W gronie Sikor, jaskier i ja wzięliśmy się za najbardziej znienawidzoną robotę na party, czyli liczenie głosów. Praca poszła nam wyjątkowo sprawnie, że aż ludzie dziwili się, że tak szybko. Tajemnica tego sukcesu tkwi w tym, iż mieliśmy przygotowany specjalny program do tego celu. Napisany oczywiście w Basicu, niekompilowanym. Potem tylko oficjalne ogłoszenie wyników i rozdanie nagród. W niewyjaśnionych warunkach zniknęła kartka, na której zapisywaliśmy wyniki. Podobno pożyczył ją sobie admin pewnego atarowskiego portalu...
Reszta dnia upłynęła na luźnych gawędach. Często i gęsto pojawiały się w nich dowcipy na temat Mikey'a i jego nowego psa. Zarządzono nawet ściepę na obrożę, smycz, itp.
Następnego dnia wszyscy powoli rozjeżdżali się do domów. Gdy przyszedłem, niektórzy już odjechali, m.in. Mikey. Tych co pozostali nurtowało pytanie czy Mikey wziął ze sobą tego psa. Właściwie odpowiedzi można było się domyślać, gdy nie wziął zebranych na psa funduszy. Do domu odjechaliśmy przedostatni, koło 15.
Podsumowując party było bardzo udane. Fajna sala, sympatyczna okolica, ludzie też dopisali (choć na party nie wiedzieć czemu nie przyjechał nikt z Pomorza). Jedyne czego by trzeba się doczepić to mizerna ilość compotów crazy. Mam nadzieję, że i w przyszłym roku zagościmy w Głuchołazach. Podziękowania dla Ryszarda za zorganizowanie tegorocznego party. Zaś Macgyverowi chciałbym tu powiedzieć, iż prawdziwie stracony rok jest bez żadnego party, a nie rok bez party w O*a.
Na koniec wypada zakończyć sprawę psa. Mikey niestety nie wziął go ze sobą. Jednak po dłuższym zastanowieniu, uważam, że NIE NALEŻY za stan rzeczy winić TYLKO Mikey'a. Przecież nie tylko on wykazał zainteresowanie tym psem. Szkoda tylko, że w porę nie uciął naszych żartów na temat jego i psa. Tak może dałoby się coś wykombinować. Głupio wyszło...
Obiema łapkami pod tą relacja podpisuje się
grzybson / SSG << Wstecz
KomentarzeTen materiał nie został jeszcze skomentowany. Możesz być pierwszy :) Dodaj komentarz
* - pola obowiązkowe; ** - z treści komentarza usunięte zostaną wszystkie znaki końca wiersza, takze nie ma co ich klepać.
|
|